Siemson. Dzisiaj chciałbym wziąć na cel temat, który dręczy wiele osób w nastoletnich latach. Otóż, chce poruszyć coś, co nie pozwala w wielu wypadkach na samowolkę, własną odpowiedzialność a co najważniejsze na podejmowanie trudnych decyzji. Wkraczając głębiej w temat dorosłości, czeka nas długa droga...chujowe oceny w szkole, smakowanie używek, pierwsza miłość, nerwy spowodowane wieloma innymi czynnikami. Bycie dorosłym to nie tylko odpowiedzialność, czy umiejętność podejmowania trudnych decyzji, to jest także akceptacja, logiczne myślenie, siła umysłowa a czasem fizyczna a także dobre chęci i ciężka praca nad budowaniem reputacji, z grubsza praca nad sobą.
Na pierwszy ogień może wezmę naukę. Ktoś jeszcze wspomina czasy bycia 7-8 letnim gówniarzem, patrzącym przez pryzmat codziennych problemów, tuszowanych przez naszych rodziców? To był okres nieskończonej zabawy, traktowania rozwiązania problemów jako błachostkę, gdzie wystarczało kilka słów typu "wszystko będzie w porządku", "nie przejmuj się, nic się nie stało" czy "mamo/tato, przytul mnie", kreatywności, która pozwalała nam wierzyć w cuda, we wszystko piękne, co tylko wcisnęło nam się do głowy. Uczenie się tabliczki mnożenia czy alfabetu nie było takie straszne do momentu, dotarcia do 4 klasy gdzie, poważniej rodzice patrzyli na nas, nasze poczynania, pouczali po pomyłkach a błędy traktowali jako nadużycie wybujałej wyobraźni. Z wiekiem ta wyobraźnia ukazywała się w coraz bardziej innym świetle, oczywiście, każdy z nas miał inaczej, ale typowy szary dzieciak, powoli podsłuchiwał rozmowy swoich rodziców, czy widział rzadko, ale widział, niecodzienne sytuacje w domu, powodujące garstkę strachu... Pierwszy polonez, pierwszy z trzech testów dojrzałości, pierwszy cieniutki włos pod nosem, stawiał nam nowe światło, inną rzeczywistość, inny tryb pracy, inne spojrzenie rodziców. Tak, to był pierwszy ważniejszy moment w naszym życiu dający nam większe możliwości jak częstsze wychodzenie z domu, spotykanie się z kolegami grając w piłkę czy po prostu pogadać o wielu sprawach. Coraz bardziej każdy, spoglądał na wiele spraw z dystansem, buntował się nadanym zasadom, chcąc przekonać do wielu racji. Czasami właśnie te możliwości powodowały u nas chęć dominowania nad jednostkami wyższymi, takie ataki były powodem kłótni z rodzicami, słabszymi ocenami w szkole a nawet spróbowaniem używek. Czy to było takie fajne? Poczuć tą adrenalinkę, szczyt buntu i wyładowanie złości wlewając w siebie alkohol bądź odpalając szluga kitrając się za przystankiem czy w krzakach? Jasne, że tak. Tego się nie żałuje, życie jest jedno i mimo zakazów, kusi by je złamać. Czując bezsilność podczas nauki, przypominało się trochę o wyobraźni, która zanikała z dnia na dzień, trud jaki wkładaliśmy w działania powodujące uśmiech czy dumę u naszych był wymagający cierpliwości. Wyobraźnia mniej przydawała nam się w życiu codziennym, co pokazywało nam szalone bicie serca, gdy ujrzeliśmy niesamowicie piękną dziewczynę/przystojnego chłopaka. Wtedy głowa w niebie, jednak nie po to by wykreować ile to dzisiaj lvli wbije się w grze komputerowej czy kim będę w przyszłości, lecz to po to by złapać za rękę nasz obiekt westchnień i zobaczyć jak to jest być szanowanym oraz "kochanym" przez drugą osobę(pomijając rodzinę). Pierwszy pocałunek otwierał oczy, dawał nam poczuć coraz więcej, dawał chęć odkrywania świata, nawet pozwalał odzyskać straconą wiarę w wiele rzeczy. Jednak nic nie trwa wiecznie, magia prysła a Tobie tylko zostawali koledzy i Reds przepalany kiepami. Drugi test dojrzałości był przedostatnim krokiem w dorosłość, był to krok wyborów... Głęboki oddech i przygotowania do ostrego zapierdolu jaki przygotowała nam szkoła średnia. Narzekanie na pierwiastki w gimnazjum było niczym do poznawania nowych rzeczy na wyższym poziomie. Struktura, która wydawała się prosta do ogarnięcia, składa się z wielu warstw: starania, krwi, łez, bólu, cwaniactwa, umiejętności oraz wielu innych ważnych warstw. Walka o oceny okazała się wojną z nauczycielami, rodzicami, rówieśnikami...również z samym sobą. Coraz częściej myślisz o zainteresowaniach, trzymasz często ważne rzeczy głęboko w dupie i bezkompromisowo rozwiązujesz problemy. Myślisz o sobie, dostrzegasz nieodwracalne zmiany pojawiające się na ciele czy duszy. Nie obchodzi Ci zdanie innych i brniesz by osiągnąć wyznaczony cel, chyba że leń zaczyna doskwierać w kulminacyjnych punktach. Wyznaczasz swoje granice oraz zasady, nie pozwalając ingerować w nie innym. To okres przejściowy wytyczający niezmierną wiarę w cuda oraz w to, że w końcu każdy się od Ciebie odpierdoli pozwalając Ci żyć po swojemu. W ciężkich momentach uświadamiasz sobie, że to nie jest dobre wyjście, ale nie starasz się by to zmienić, bo po co... Szkoła nie uczy życia, szkoła uczy rzeczy torujące drogę do zdobycia kasiastej roboty, lecz to nie zawsze jest to co rajcuje wszystkich, życie powinno polegać na zasadzie prób, błędów i chwil, gdzie istotnie to my jesteśmy najważniejsi w pisaniu własnego scenariusza. To nie szkoła nam daje stanowisko prezesa, to nie szkoła nam daje ville z basem i lambo w garażu, to dajemy sobie tylko my sami, ale tylko z naszej inicjatywy oraz ciężkiego zapierdalania w każdych okolicznościach. Szkołą życia jest to co przeżyliśmy w ciągu tych wszystkich lat, szkołą życia jest także wyobraźnia, która nie koniecznie zanika, lecz to my jesteśmy za nią ODPOWIEDZIALNI, to my AKCEPTUJEMY to co do nas dociera ze środowiska zewnętrznego, to my mamy MYŚLEĆ za własne poczynania oraz wyjmować z nich konsekwencje, to my podejmujemy DECYZJE odnośnie kierunku jaki obierzemy oraz co jest dobre a co jest złe i my budujemy REPUTACJE za wszystko co dokonaliśmy przez rozgrzewkę do dorosłego życia... Jeśli potrafisz odróżnić rzeczy ważne od błachostek, dobro od zła, nóż od widelca, umysł od serca, to brniesz w kierunku, który pozwoli Ci się USAMODZIELNIĆ a także wzbudzić podziw u Twoich opiekunów, którzy dbają o Twoje dobro, bo błąd popełniony w przeszłości można naprawić, lecz trzeba wiedzieć, kiedy nie jest za późno. Korzystaj z życia, szalej, baw się, żyj chwilami a także długimi męczarniami, by wykorzystać to czego nie będziesz mógł wykorzystać w przyszłości, mogącej się okazać pracą 24/7, też przystopuj od czasu do czasu, by skupić się na tym co może odejść, nie pozwól byś stracił coś, czując tego niedosyt, przemyśl czasem słowa, czyny by wiedzieć, że możesz się nazwać osobą dorosłą...
Przemyślcie... 5!! :)
sobota, 17 maja 2014
środa, 30 kwietnia 2014
Nocne przemyślenia, czyli trochę o życiu
Siemson! Wybaczcie za ostatnie dłuuuugie zaległości, ale miałem trochę roboty i niekoniecznie miałem czas czy siły zaglądać na bloga. Zaczęła się majówka+matury, więc znajdzie się więcej czasu i trochę ponadrabiam. Obiecuje, że to będzie dosyć ciężki i długi temat.
Tak więc, dzisiaj chciałbym napisać trochę ogółów, niewyjaśnionych kwestii i wiele prawd, które mam nadzieje pomogą wam się zreflektować nad niektórymi sprawami czy relacjami z jakimiś szczególnymi osobami.
Jak nam wiadomo, nie jest zdradzony konkretny sekret życia, po prostu żyjemy, jednak nasuwają się na usta pytania, po co? Dlaczego? Jak oddychamy? Czemu oczy ignorują nos? Jak to w ogóle powstało? O co kaman? Te nurtujące pytania zadaje sobie zapewne każdy z nas. Nie będę się zagłębiał w to całe pierdzielenie o atomach, CO2 i reszcie tego szajsu. Najlepiej zacząć od początku, od bycia nic nie świadomym osobnikiem stojącym niczym kwiat pośród lasu potężnych dębów, bojącym się wielu rzeczy. Był to okres, który zapewne nie jest aż tak dobrze zapamiętany przez naszą podświadomość, natomiast w tamtych czasach mieliśmy na to dosłownie wyjebane. Nie było problemów, nie patrzyliśmy w przeszłość czy przyszłość, nie potrzebowaliśmy milionów żeby podejść do dziewczyny i od tak dać buziaka czy się wspólnie pobawić, nie było podtekstów oraz nie potrzebowaliśmy nie wiadomo czego żeby normalnie funkcjonować. Jednak z wiekiem, coraz bardziej przykry staje się fakt, że te czasy mijają, nasza świadomość brnie ku rozwojowi, dalej i dalej przed siebie a my wraz z czasem także się zmieniamy i niektóre nasze nawyki mijają...ale czy wszystkie powinny minąć?
Nie bójmy się robić rzeczy, które wydają nam się dziwne, które wydają się nam trudne, musimy je podejmować, inaczej nie będziemy wiedzieli co będzie potem, nie stwierdzimy czy było to potrzebne czy nie, jeśli trapi nas pytanie, trzeba je rozwiązać. Nie bójmy się kochać, bo tylko to nam pozostaje, podejmujmy złe decyzje żeby wiedzieć co trzeba tak na prawdę zmienić i że miłość warta jest wszystkich poświęceń dla istnienia następnego człowieka. Nie bójmy się być szczęśliwi, bo jeśli zataczamy się w głąb naszych nieświadomych zachowań, przestajemy być ludźmi i wtedy nasz byt dopiero zeruje swoje szanse na jakiekolwiek przeżycie. Nie ma dla nas granic, nie ma dystansów, których nie przejdziemy. Musimy być czasami ponad innymi, musimy wydobyć własne skrzydła i dając się porwać własnym możliwościom, trzeba rozbijać przeszkody, nie twórzmy schodów, nie róbmy sobie niepotrzebnych złośliwości. Pamiętając o jednym, że robiąc wszystko bezsensownie, to robimy coś z sensem, wszystko jest dla ludzi, czyli dla nas i istniejemy po to by z tego korzystać. Zawsze starajmy się iść z podniesionym czołem i z uśmiechem witajmy wschody, żegnajmy zachody czując możliwość oddychania, która nie wiadomo skąd sprawia nam przyjemność...
5!
Tak więc, dzisiaj chciałbym napisać trochę ogółów, niewyjaśnionych kwestii i wiele prawd, które mam nadzieje pomogą wam się zreflektować nad niektórymi sprawami czy relacjami z jakimiś szczególnymi osobami.
Jak nam wiadomo, nie jest zdradzony konkretny sekret życia, po prostu żyjemy, jednak nasuwają się na usta pytania, po co? Dlaczego? Jak oddychamy? Czemu oczy ignorują nos? Jak to w ogóle powstało? O co kaman? Te nurtujące pytania zadaje sobie zapewne każdy z nas. Nie będę się zagłębiał w to całe pierdzielenie o atomach, CO2 i reszcie tego szajsu. Najlepiej zacząć od początku, od bycia nic nie świadomym osobnikiem stojącym niczym kwiat pośród lasu potężnych dębów, bojącym się wielu rzeczy. Był to okres, który zapewne nie jest aż tak dobrze zapamiętany przez naszą podświadomość, natomiast w tamtych czasach mieliśmy na to dosłownie wyjebane. Nie było problemów, nie patrzyliśmy w przeszłość czy przyszłość, nie potrzebowaliśmy milionów żeby podejść do dziewczyny i od tak dać buziaka czy się wspólnie pobawić, nie było podtekstów oraz nie potrzebowaliśmy nie wiadomo czego żeby normalnie funkcjonować. Jednak z wiekiem, coraz bardziej przykry staje się fakt, że te czasy mijają, nasza świadomość brnie ku rozwojowi, dalej i dalej przed siebie a my wraz z czasem także się zmieniamy i niektóre nasze nawyki mijają...ale czy wszystkie powinny minąć?
Czy na pewno warto się zmieniać?
Na to pytanie odpowiada sobie każdy z osobna. Często stawiam tą sprawę w innym świetle niż zazwyczaj, bo zmiany nie zawsze są lepsze. Widzę niekiedy znajomych z młodych lat, wymieniamy kilka słów i dostrzegam znaczną zmianę...prawie nie widać uśmiechu na twarzy, jest ona zbyt poważna, nabiera innych cech niż kiedyś, oczy dające kiedyś wyraz rozweselający zamieniły się w zimne kryształy wydające z siebie lodowaty oddech beznadziei. Bywa tak, że to co wydaje się nam jedynym rozsądnym wyjściem, zabiera nam coś o wiele więcej warte niż pieniądze czy dobra materialne. Szczęście, które pozwala nam cieszyć się ze wspólnych chwil, których w życiu jest wiele i one są doceniane wtedy, kiedy je stracimy. Człowiek może korzystać ze szczęścia ile wlezie, natomiast to jest istota krucha...cóż.Kogo możemy nazwać człowiekiem?
Na pewno jest to osobnik płci męskiej bądź żeńskiej, różniący się wyglądem, sposobem bycia, ubierania, wyrażania się i ogólnie takie takie, wiecie ocb. Jednak człowiek to istota myśląca logicznie, racjonalnie i jak to tam jeszcze można nazwać. Jest to także istota czuła na różne bodźce, zewnętrzne i wewnętrzne, człowiek potrafi kochać, skrzywdzić, uszczęśliwić, zasmucić etc. Do czego on jest w ogóle stworzony? Tak, do życia, koło w ten sposób się zamyka......Rodzimy się, żyjemy, umieramy...
...tutaj gonitwa myśli nie pomaga ogarnąć całej tej logiki. Rodzimy się, by oddychać, by dorosnąć, by zapełnić kolejną lukę w rejestrze, by wytworzyć swoją drogę i pojąć ją na własny unikalny sposób. Żyjemy różnym tempem, różnymi uczuciami, żyjemy tak by jak najwięcej pamiętać, by mieć co wspominać gdy śmierć zacznie się o nas upominać, by stwierdzić po pewnym czasie, że życie nie koniecznie jest kolorowe i nie wszystko wydaje się takie jakie powinno według Ciebie być. Umieramy dosyć wolno zazwyczaj boleśnie, chociaż zdarzają się różne przypadki, gdzie to wszystko przychodzi nagle, gdzie nie mamy czasu się ze wszystkimi pożegnać, wszystkiego poznać, zrobić ze swoim życiem coś, żeby w czasach starości nie stwierdzić..."Kurwa, jakim ja byłem kiedyś pruchnem...". Życie tak jak miłość jest bezsensowna, oni po prostu są, nie trzeba ich pojmować, są i na tym opiera się nasz byt. Kochamy, ponieważ to powinniśmy robić, nawet bezsensownie nie czując jakieś konkretnej wkręty, robimy to bo jesteśmy. Ujmując to w ten sposób, że poszukując sensu swojego życia, czy osiągając konkretny cel, chcąc znaleźć osobę, przy której będzie chciało się spędzić tą resztę życia, trzeba brać pod uwagę fakt, by zrobić to w jak najbardziej epicki sposób jaki jest. Mimo upadków oraz wzlotów, musimy działać, bo jak to mówią, czas nie kutas, nie stanie i trzeba walczyć by nie żałować swoich decyzji podejmowanych nie koniecznie w dobry sposób, jest to jedyny klucz na odgadnięcie całej prawdy o nas samych i o tym co tu robimy. Nie jest to łatwe ponieważ mózg przeciętnego człowieka wykorzystuje jedynie 10% całych swoich możliwości, jednak nie trzeba być nie wiadomo jakim inteligentem, by zrozumieć, że jeśli coś nie ma sensu, to musi mieć ten sens bez którego to istnieje. Tracąc grunt pod nogami czujemy bezsilność w wielu sytuacjach, nie możemy pojąć czemu źle dzieje się na świecie, w naszym życiu i co sprawia to wszystko. Na to pytanie każdy szuka własnej odpowiedzi, tak już jest, że nie da się wszystkiego zdobyć od razu, trzeba się bardzo postarać by wykrzesać chociaż odrobinę i poczuć smak naszych osiągnięć.Nie bójmy się robić rzeczy, które wydają nam się dziwne, które wydają się nam trudne, musimy je podejmować, inaczej nie będziemy wiedzieli co będzie potem, nie stwierdzimy czy było to potrzebne czy nie, jeśli trapi nas pytanie, trzeba je rozwiązać. Nie bójmy się kochać, bo tylko to nam pozostaje, podejmujmy złe decyzje żeby wiedzieć co trzeba tak na prawdę zmienić i że miłość warta jest wszystkich poświęceń dla istnienia następnego człowieka. Nie bójmy się być szczęśliwi, bo jeśli zataczamy się w głąb naszych nieświadomych zachowań, przestajemy być ludźmi i wtedy nasz byt dopiero zeruje swoje szanse na jakiekolwiek przeżycie. Nie ma dla nas granic, nie ma dystansów, których nie przejdziemy. Musimy być czasami ponad innymi, musimy wydobyć własne skrzydła i dając się porwać własnym możliwościom, trzeba rozbijać przeszkody, nie twórzmy schodów, nie róbmy sobie niepotrzebnych złośliwości. Pamiętając o jednym, że robiąc wszystko bezsensownie, to robimy coś z sensem, wszystko jest dla ludzi, czyli dla nas i istniejemy po to by z tego korzystać. Zawsze starajmy się iść z podniesionym czołem i z uśmiechem witajmy wschody, żegnajmy zachody czując możliwość oddychania, która nie wiadomo skąd sprawia nam przyjemność...
BĄDŹMY PO PROSTU LUDŹMI!!!
Możliwe, że wyszło trochę masło maślane, to liczę na waszą wyobraźnie i że postaracie coś z tego wyciągnąć...5!
środa, 2 kwietnia 2014
1#Pomysły czytelników - Przyjaźń po rozstaniu
Miłość, jest uczuciem niezwykle porywczym, emocjonalnym, kruchym. Jest rozumiane przez różne osoby w różny sposób i nie ma na to antidotum. Uczucie te, potężnie wkracza w nasz umysł i przeżywanie go jest rzeczą naturalną, dającą opisywane już prze ze mnie szczęście, dające poczucie ochrony, opieki, czucia się potrzebnym dla osoby kochającej. Życie natomiast uczy, by zbytnio się nie przyzwyczajać do pewnych rzeczy, które mogą uciec, wyparować, wysypać się z dłoni jak piasek. Jak wspomniałem, jest to uczucie niezwykle kruche, wymagające uwagi, starań i dobrych chęci, by nie zranić drugiej osoby. Czasem może upaść to jak domek z kart, zostałem poproszony o napisanie, czy przyjaźń po rozstaniu jest możliwa, ma racje bytu i czy ma sens? Tak więc, pozostawię w tym blogu po raz kolejny kawałek siebie, zapraszam do lektury.
Akceptując obustronnie związek, jest się zobowiązanym do prawdomówności, nieskazitelnej szczerości, zadbania, zaufania, pragnienia uszczęśliwienia drugiej osoby, opieki nad nią i wprowadzenie uczuć na tzw wyższy poziom przyjaźni. Decydując się już na wspólne spędzanie czasu, chodzenie za rękę, obdarowywanie się wszelakimi dobrami, patrzenie się nieustannie w oczy, dajemy do zrozumienia drugiej osoby, potrzeby obecności w trudnych sytuacjach, powstaniach po upadkach, przeprosin po kłótniach, uczymy się tym samym szkoły życia, której nie wyjmiemy z książek do polskiego czy matematyki. Uczymy się odpowiedzialności, samodzielności(z powodu podejmowania ważnych decyzji), konieczności działania inaczej niż w przypadku samotnego prowadzenia tobołu ze swoim wewnętrznym doświadczeniem. Najważniejsza w tym wszystkim jest jednak odpowiedzialność(jej brak)za czyny, które podejmujemy w niekoniecznie odpowiednich sytuacjach. Wtedy wiemy, że coś jest nie tak, zaczynamy rozumieć, że coś się psuje i trzeba jak najszybciej to naprawić, by nie tego nie spierdolić do końca. Czasami wolimy spalić za sobą mosty zapomnieć o złych momentach, jednak jesteśmy ludźmi i niektóre ciernie, pozostają w sercu dłużej niż minuta, godzina, dzień, miesiąc. Prowadząc wewnętrzny rozkład gubimy powoli rozsądek, nadzieje, marzenia, chęć, mobilność i...szczęście. W pewnym momencie uświadamiamy sobie, że siadając na ławce brakuje nam czegoś. Telefonu? Spodni? Głowy? Głowy na pewno, lecz po całej tej drodze krzyżowej gubimy obiekt, dający nam radość każdego dnia, nie zawsze poważny, ale kochający i kochany, obiekt pozwalający złączyć wszystkie złe myśli w jedną dobrą, która zawsze jest odskocznią od wyimaginowanego raju.
W powyższym akapicie, odpowiadam na pytanie, które zadałem sobie na początku całego tekstu. Przyjaźń po rozstaniu można nazwać powrotem ze strefy wytworzonej z kimś wyjątkowym, z osobą potrafiącą pocieszyć, zadziałać jak piorun, przeszywając całe ciało, pokrywając je ciarkami, nieukrywającą przed Tobą nic. Nie ważne co się stało, uważam, że życie jest krótkie na dogorywanie co, komu, za co, gdzie i dlaczego, żyjemy chwilami, bo to one dają możliwość odchamienia się od szarej codzienności. Tak, trzymamy w sobie cierpienie i nie mówię by o tym zapomnieć jutro, za tydzień, za miesiąc, rok, ale skoro potrafimy zaufać sobie do tego stopnia, że tworzymy coś pięknego, co daje nam te pierdolone prawo bycia ważniejszym i skoro los pozwala nam na odrobinę odzwierciedlenia swoich dotychczasowych przeżyć, to po dłuższym zastanowieniu stwierdzasz, że...jednak było warto. Może to nie będzie to samo, może ten buziak nie będzie tak samo znaczący co wcześniej, natomiast dający poczucie, że dzielimy się każdym dniem z osobą z którą potrafimy się dogadać i mimo przeciwnych zdań potrafcie sobie po chwili wybaczyć i nie zważać na "związkowe fochy" trwające czasami długo. Przyjaźń opiera się jak związki na zaufaniu, lecz do tego stopnia, że opieramy się tak by wszystko mogło żyć swoim życiem i nie zobowiązywać się do tak ważnych decyzji. Życie bierze od nas często więcej niż my chcemy wziąć od niego, ale jeśli daje nam szanse, to z niej korzystamy, jeśli zabiera to z powrotem, nie możemy być na to źli, nie możemy obwiniać innych, trzeba dostrzec także swoje wady, ponieważ to one mogły być objawem niepowodzenia. Jednak każdy jest kowalem swego losu i to my wykujmy odpowiednie narzędzie dające nam inne możliwości, dające nam radość z przebywania z osobą, traktowaną przez nas niegdyś niczym oko w głowie, upadek nie oznacza porażki, upadek oznacza to, że gdzieś było niedociągnięcie, że była chwila słabości, jednak nie jest powiedziane, że nie można tego naprawić i zaufać sobie po raz kolejny...
Na zwieńczenie całości chciałbym dodać, żebyście nie bali się uczuć, ponieważ to co czujemy do drugiej osoby może przerodzić się w najgorszy koszmar, nie czekajcie z przeprosinami, nie czekajcie z wyznaniem tego drugiej osobie, bądźcie pewni, że to zostanie odwzajemnione. Jeśli będziecie to odpowiednio pielęgnować, to na pewno wszystko pójdzie po myśli i będzie owocować nie tylko miłością, ale także dobrymi, pamiętnymi chwilami.
Ps. Z lekkim szokiem muszę stwierdzić, że miło jest czytać wiadomość, by napisać coś od siebie na dany, podyktowany przez czytelnika/czytelniczkę temat. Niezmiernie miło jest wiedzieć, że obserwując bloga, ktoś chce się udzielać. Dziękuję :)
Akceptując obustronnie związek, jest się zobowiązanym do prawdomówności, nieskazitelnej szczerości, zadbania, zaufania, pragnienia uszczęśliwienia drugiej osoby, opieki nad nią i wprowadzenie uczuć na tzw wyższy poziom przyjaźni. Decydując się już na wspólne spędzanie czasu, chodzenie za rękę, obdarowywanie się wszelakimi dobrami, patrzenie się nieustannie w oczy, dajemy do zrozumienia drugiej osoby, potrzeby obecności w trudnych sytuacjach, powstaniach po upadkach, przeprosin po kłótniach, uczymy się tym samym szkoły życia, której nie wyjmiemy z książek do polskiego czy matematyki. Uczymy się odpowiedzialności, samodzielności(z powodu podejmowania ważnych decyzji), konieczności działania inaczej niż w przypadku samotnego prowadzenia tobołu ze swoim wewnętrznym doświadczeniem. Najważniejsza w tym wszystkim jest jednak odpowiedzialność(jej brak)za czyny, które podejmujemy w niekoniecznie odpowiednich sytuacjach. Wtedy wiemy, że coś jest nie tak, zaczynamy rozumieć, że coś się psuje i trzeba jak najszybciej to naprawić, by nie tego nie spierdolić do końca. Czasami wolimy spalić za sobą mosty zapomnieć o złych momentach, jednak jesteśmy ludźmi i niektóre ciernie, pozostają w sercu dłużej niż minuta, godzina, dzień, miesiąc. Prowadząc wewnętrzny rozkład gubimy powoli rozsądek, nadzieje, marzenia, chęć, mobilność i...szczęście. W pewnym momencie uświadamiamy sobie, że siadając na ławce brakuje nam czegoś. Telefonu? Spodni? Głowy? Głowy na pewno, lecz po całej tej drodze krzyżowej gubimy obiekt, dający nam radość każdego dnia, nie zawsze poważny, ale kochający i kochany, obiekt pozwalający złączyć wszystkie złe myśli w jedną dobrą, która zawsze jest odskocznią od wyimaginowanego raju.
W powyższym akapicie, odpowiadam na pytanie, które zadałem sobie na początku całego tekstu. Przyjaźń po rozstaniu można nazwać powrotem ze strefy wytworzonej z kimś wyjątkowym, z osobą potrafiącą pocieszyć, zadziałać jak piorun, przeszywając całe ciało, pokrywając je ciarkami, nieukrywającą przed Tobą nic. Nie ważne co się stało, uważam, że życie jest krótkie na dogorywanie co, komu, za co, gdzie i dlaczego, żyjemy chwilami, bo to one dają możliwość odchamienia się od szarej codzienności. Tak, trzymamy w sobie cierpienie i nie mówię by o tym zapomnieć jutro, za tydzień, za miesiąc, rok, ale skoro potrafimy zaufać sobie do tego stopnia, że tworzymy coś pięknego, co daje nam te pierdolone prawo bycia ważniejszym i skoro los pozwala nam na odrobinę odzwierciedlenia swoich dotychczasowych przeżyć, to po dłuższym zastanowieniu stwierdzasz, że...jednak było warto. Może to nie będzie to samo, może ten buziak nie będzie tak samo znaczący co wcześniej, natomiast dający poczucie, że dzielimy się każdym dniem z osobą z którą potrafimy się dogadać i mimo przeciwnych zdań potrafcie sobie po chwili wybaczyć i nie zważać na "związkowe fochy" trwające czasami długo. Przyjaźń opiera się jak związki na zaufaniu, lecz do tego stopnia, że opieramy się tak by wszystko mogło żyć swoim życiem i nie zobowiązywać się do tak ważnych decyzji. Życie bierze od nas często więcej niż my chcemy wziąć od niego, ale jeśli daje nam szanse, to z niej korzystamy, jeśli zabiera to z powrotem, nie możemy być na to źli, nie możemy obwiniać innych, trzeba dostrzec także swoje wady, ponieważ to one mogły być objawem niepowodzenia. Jednak każdy jest kowalem swego losu i to my wykujmy odpowiednie narzędzie dające nam inne możliwości, dające nam radość z przebywania z osobą, traktowaną przez nas niegdyś niczym oko w głowie, upadek nie oznacza porażki, upadek oznacza to, że gdzieś było niedociągnięcie, że była chwila słabości, jednak nie jest powiedziane, że nie można tego naprawić i zaufać sobie po raz kolejny...
Na zwieńczenie całości chciałbym dodać, żebyście nie bali się uczuć, ponieważ to co czujemy do drugiej osoby może przerodzić się w najgorszy koszmar, nie czekajcie z przeprosinami, nie czekajcie z wyznaniem tego drugiej osobie, bądźcie pewni, że to zostanie odwzajemnione. Jeśli będziecie to odpowiednio pielęgnować, to na pewno wszystko pójdzie po myśli i będzie owocować nie tylko miłością, ale także dobrymi, pamiętnymi chwilami.
Ps. Z lekkim szokiem muszę stwierdzić, że miło jest czytać wiadomość, by napisać coś od siebie na dany, podyktowany przez czytelnika/czytelniczkę temat. Niezmiernie miło jest wiedzieć, że obserwując bloga, ktoś chce się udzielać. Dziękuję :)
czwartek, 27 marca 2014
Troche o polityce - Czyli w jaki sposób rząd zarabia na ludzkim cierpieniu
Dzisiaj chcę napisać o pewnych sprawach, które w ostatnich dniach zaczęły mnie strasznie irytować i co gorsze po prostu wkurwiać. Po interesującej wymianie słów z przyjacielem oraz przejrzeniu pewnych materiałów chciałbym podjąć temat czysto polityczny.
Jak dobrze widać na co dzień, żyjemy w państwie gdzie życie wykracza po za stan normalności, często dajemy z siebie ponad 125% żeby zapewnić sobie godny byt. Natomiast gdzieś sobie w Warszawie, stoi budynek, w budynku tym urzędują osobniki płci żeńskiej, męskiej "starające" się zapewnić nam warunki dobre do życia a zarazem by swoim urzędem wypełnić kieszeń jednostkom, organizacjom jak i samemu państwu(urząd). Jeśli dobrze się ktoś orientuje, to płace w Polsce są na niezbyt wysokim poziomie, do tego dochodzą różne odliczenia, podatki, które obciążają mocniej społeczeństwo. Wiele organizacji, usług czy innych wszelkiego rodzaju urzędów, wchodzą na tyłek nie jednemu obywatelowi żeby po prostu uprzykrzyć życie, bo nie mamy co się oszukiwać, jesteśmy po prostu robieni w konia.
Jednak zagłębiając się w sedno tematu, który chciałbym podjąć...otóż od jakiegoś czasu w mediach jest głośno na temat niepełnosprawnych dzieci i dofinansowań dla rodziców. Jest to szansa na szybszą i bardziej owocną rehabilitację chorych osób oraz nadzieja dla rodzin niekoniecznie zamożnych w realizacji uleczenia swoich pociech. Oglądałem kilka wywiadów, wypowiedzi polityków gdzie nie było nawet grama współczucia oraz chęci wyciągnięcia pomocnej ręki, w większości wszystkich napotkanych materiałów, widać tylko szyderczy śmiech, zapatrzenie w swoją tłustą dupę i poszerzanie się tak zwanej "społecznej znieczulicy". W okresie dzieciństwa sądziłem, że rządzący państwem to są dobre osoby ubrane w garnitury i mówiący o pokoju na świecie, dostatnim życiu, nadziei na lepsze jutro, lecz z biegiem czasu dostrzegam zakłamanych lewackich kutasiarzy, starających zrobić krzywdę na osobach chcących przeżyć swoje życie bezproblemowo. Z ostatniej obejrzanej rozmowy w superstacji, gdzie gośćmi byli Janusz Korwin-Mikke i Piotr Ikonowicz wyczuwam coraz bardziej napiętą sytuacje na granicy rozsądek-głupota. Otóż wypowiedź Ikonowicza na temat opieki nad osobami chorymi, wyrzucania pieniędzy w błoto przez państwo oraz zapierdalanie jak woły przez jednostki społeczne była po prostu szokująca. Mówiąc o opiece chorych jako starożytny sposób na pozbywanie się osób trędowatych, dodając, że jest to praca pełnoetatowa dla prawnego opiekuna, pozbawia siebie jakiejkolwiek tolerancji. Dając do zrozumienia, że pieniądze, które państwo miałoby przekazać na leczenie osób niepełnosprawnych jest niepotrzebne, bo każdy pracuje na siebie i podnoszenie podatków nie jest niczym złym oraz mimo faktu, że my pracujemy na siebie, rodzinę oraz tą chorą osobę to i tak jesteśmy jednostką podlegającą najmniejszym prawom(Według niego wszystko wymaga dodatkowych kosztów). Skoro zapieprzając jak woły, mamy odejmować sobie od pyska to kto pomoże nam? Sklep spożywczy? Zakład samochodowy? A może kościół? Biorąc pod uwagę fakt, że w państwie "brakuje" pieniędzy to korupcyjne świnie są w stanie odebrać nawet połowę zarobionej pensji na dziurę w budżecie, którą powodują wszystkie niezwiązane z usprawnieniem państwa, wydatki na imprezy masowe, bądź obiekty kompletnie nie potrzebne do użycia. W 1-2 miejscach w Polsce są specjalistyczne, drogie sprzęty medyczne mogące zapewnić osobom, chorym, niepełnosprawnym nową szanse na odzyskanie swojej sprawności. Co się z nim dzieje? Stoi zakurzony i ani razu nie użyty.
Pan Janusz natomiast podjął ciekawą kwestie odnośnie pomocy, czego państwo odmawia na każdym kroku. Jeśli dobrze się przyjrzeć, organizacje niezwiązane politycznie z państwem, niekoniecznie wszystko robią zgodnie z ustawowymi założeniami, ale są w stanie zapewnić pomocną rękę i szczerość, która jest bardzo potrzebna w dzisiejszych czasach. Wskazując na obniżenie podatków, zmniejszyła by się dziura, której nie można zapełnić do końca, ponieważ przewidywalny całoroczny budżet nie musiałby zasilać tak dużej kwoty. Obniżenie podatków pozwoliłoby nie tylko pomoc, ale także rozwinąć skrzydła młodym osobom, które są nadzieją dla naszego kraju, może nie koniecznie w kierunku politycznym, ale związanym z jego promocją i dobrym imieniem. Urzędnicy zajmujący się budżetem państwa, zarabiają tak na prawdę całkiem spore pensje, zabierając pieniądze przy okazji tym osobom, które ich bardziej potrzebują, bo nie chodzi o to żeby żyć na kokosach, ale żeby w końcu naród był narodem wspólnym, wolnym, gdzie głos mają także obywatele chcący, zrobić wszystko dobrze i lepiej, by zniszczyć tą społeczną znieczulice, która zbiera coraz to większe żniwa. Wystawiając słowa na wiatr politycy sobie sami kopią grób, ponieważ wiele osób wie kto kłamie, kto ma jakie klamki i gdzie szukać miejsca błędu, w które i tak ktoś pewnego razu wpadnie. Dając się ponosić emocjom, krzywdzimy się a także bliskie osoby, gdyż tutaj zgorszone słowa już nic nie poradzą...
Na koniec chciałbym dodać, że jeśli tak ma wyglądać pomysł i pomoc "państwowej korporacji" to wszystkie organy prowadzące urzędy powinny być wypieprzone na zbity pysk, bo człowiek zarabiając na swoich przełożonych, oddając więcej do państwa niż zarabiają na życie, strzelając sobie w pewnym sensie tego słowa znaczeniu w łeb.
Dedykacja dla Kruksona, za dodatkowe nakręcenie mnie na temat:)
Jak dobrze widać na co dzień, żyjemy w państwie gdzie życie wykracza po za stan normalności, często dajemy z siebie ponad 125% żeby zapewnić sobie godny byt. Natomiast gdzieś sobie w Warszawie, stoi budynek, w budynku tym urzędują osobniki płci żeńskiej, męskiej "starające" się zapewnić nam warunki dobre do życia a zarazem by swoim urzędem wypełnić kieszeń jednostkom, organizacjom jak i samemu państwu(urząd). Jeśli dobrze się ktoś orientuje, to płace w Polsce są na niezbyt wysokim poziomie, do tego dochodzą różne odliczenia, podatki, które obciążają mocniej społeczeństwo. Wiele organizacji, usług czy innych wszelkiego rodzaju urzędów, wchodzą na tyłek nie jednemu obywatelowi żeby po prostu uprzykrzyć życie, bo nie mamy co się oszukiwać, jesteśmy po prostu robieni w konia.
Jednak zagłębiając się w sedno tematu, który chciałbym podjąć...otóż od jakiegoś czasu w mediach jest głośno na temat niepełnosprawnych dzieci i dofinansowań dla rodziców. Jest to szansa na szybszą i bardziej owocną rehabilitację chorych osób oraz nadzieja dla rodzin niekoniecznie zamożnych w realizacji uleczenia swoich pociech. Oglądałem kilka wywiadów, wypowiedzi polityków gdzie nie było nawet grama współczucia oraz chęci wyciągnięcia pomocnej ręki, w większości wszystkich napotkanych materiałów, widać tylko szyderczy śmiech, zapatrzenie w swoją tłustą dupę i poszerzanie się tak zwanej "społecznej znieczulicy". W okresie dzieciństwa sądziłem, że rządzący państwem to są dobre osoby ubrane w garnitury i mówiący o pokoju na świecie, dostatnim życiu, nadziei na lepsze jutro, lecz z biegiem czasu dostrzegam zakłamanych lewackich kutasiarzy, starających zrobić krzywdę na osobach chcących przeżyć swoje życie bezproblemowo. Z ostatniej obejrzanej rozmowy w superstacji, gdzie gośćmi byli Janusz Korwin-Mikke i Piotr Ikonowicz wyczuwam coraz bardziej napiętą sytuacje na granicy rozsądek-głupota. Otóż wypowiedź Ikonowicza na temat opieki nad osobami chorymi, wyrzucania pieniędzy w błoto przez państwo oraz zapierdalanie jak woły przez jednostki społeczne była po prostu szokująca. Mówiąc o opiece chorych jako starożytny sposób na pozbywanie się osób trędowatych, dodając, że jest to praca pełnoetatowa dla prawnego opiekuna, pozbawia siebie jakiejkolwiek tolerancji. Dając do zrozumienia, że pieniądze, które państwo miałoby przekazać na leczenie osób niepełnosprawnych jest niepotrzebne, bo każdy pracuje na siebie i podnoszenie podatków nie jest niczym złym oraz mimo faktu, że my pracujemy na siebie, rodzinę oraz tą chorą osobę to i tak jesteśmy jednostką podlegającą najmniejszym prawom(Według niego wszystko wymaga dodatkowych kosztów). Skoro zapieprzając jak woły, mamy odejmować sobie od pyska to kto pomoże nam? Sklep spożywczy? Zakład samochodowy? A może kościół? Biorąc pod uwagę fakt, że w państwie "brakuje" pieniędzy to korupcyjne świnie są w stanie odebrać nawet połowę zarobionej pensji na dziurę w budżecie, którą powodują wszystkie niezwiązane z usprawnieniem państwa, wydatki na imprezy masowe, bądź obiekty kompletnie nie potrzebne do użycia. W 1-2 miejscach w Polsce są specjalistyczne, drogie sprzęty medyczne mogące zapewnić osobom, chorym, niepełnosprawnym nową szanse na odzyskanie swojej sprawności. Co się z nim dzieje? Stoi zakurzony i ani razu nie użyty.
Pan Janusz natomiast podjął ciekawą kwestie odnośnie pomocy, czego państwo odmawia na każdym kroku. Jeśli dobrze się przyjrzeć, organizacje niezwiązane politycznie z państwem, niekoniecznie wszystko robią zgodnie z ustawowymi założeniami, ale są w stanie zapewnić pomocną rękę i szczerość, która jest bardzo potrzebna w dzisiejszych czasach. Wskazując na obniżenie podatków, zmniejszyła by się dziura, której nie można zapełnić do końca, ponieważ przewidywalny całoroczny budżet nie musiałby zasilać tak dużej kwoty. Obniżenie podatków pozwoliłoby nie tylko pomoc, ale także rozwinąć skrzydła młodym osobom, które są nadzieją dla naszego kraju, może nie koniecznie w kierunku politycznym, ale związanym z jego promocją i dobrym imieniem. Urzędnicy zajmujący się budżetem państwa, zarabiają tak na prawdę całkiem spore pensje, zabierając pieniądze przy okazji tym osobom, które ich bardziej potrzebują, bo nie chodzi o to żeby żyć na kokosach, ale żeby w końcu naród był narodem wspólnym, wolnym, gdzie głos mają także obywatele chcący, zrobić wszystko dobrze i lepiej, by zniszczyć tą społeczną znieczulice, która zbiera coraz to większe żniwa. Wystawiając słowa na wiatr politycy sobie sami kopią grób, ponieważ wiele osób wie kto kłamie, kto ma jakie klamki i gdzie szukać miejsca błędu, w które i tak ktoś pewnego razu wpadnie. Dając się ponosić emocjom, krzywdzimy się a także bliskie osoby, gdyż tutaj zgorszone słowa już nic nie poradzą...
Na koniec chciałbym dodać, że jeśli tak ma wyglądać pomysł i pomoc "państwowej korporacji" to wszystkie organy prowadzące urzędy powinny być wypieprzone na zbity pysk, bo człowiek zarabiając na swoich przełożonych, oddając więcej do państwa niż zarabiają na życie, strzelając sobie w pewnym sensie tego słowa znaczeniu w łeb.
Dedykacja dla Kruksona, za dodatkowe nakręcenie mnie na temat:)
czwartek, 20 marca 2014
W cieniu dyskryminacji - czyli sztuka tautażu
Ostatnimi czasy zanurzyłem się w temat tatuaży, jako że słyszę o nich coraz więcej opinii i widzę coraz to barwniejszą różnorodność to chciałbym zagłębić się co do ich znaczenia, sposobu wykonywania, postrzegania przez osoby trzecie, zagrożenia z nimi związane oraz ich aktywność w życiu codziennym. Otóż tatuażem możemy nazwać grafikę, znamię, wykreowane własnoręcznie przez człowieka, nadające wygląd, urozmaicenie artystyczne na ciele osoby tatuowanej czy jak niektórzy uważają charakter. Historia tego kultu artystycznego(śmiało można to tak teraz nazwać) sięga czasów odległych, plemiennych, gdzie na taki obrzęd nie mógł sobie pozwolić każdy człowiek. Tatuaż należał do obyczajów rytualnych, nadających cechy wojownika, bo właśnie tym osobnikom były one nadawane. Aby na owy tatuaż zapracować, trzeba było zdobyć wytatuowaną głowę wroga(moko), według ksiąg, ta część ciała była najczęściej tatuowana przy okazji obrzędów rytualnych. Samo słowo tatuaż wywodzi się od samoańskiego tatau. Wiele kultur korzystało z tego typu obrzędów np. Polinezyjczycy czy Maorysi, nie tylko jako nagrodę, ale do naznaczania osób należących do plemienia, czy ważnych jednostek w wiosce.
Jednak czym odznaczają się tatuaże w czasach dzisiejszych? Pytanie docierające tylko w połowie do grona odbiorców, często także źle interpretujących jego pojęcie. W czasach dzisiejszych tatuaż może zrobić sobie każdy(w Polsce legalnie po skończeniu 18-stki, bądź za zgodą prawnego opiekuna)nie ważne czy na udzie, głowie, ręce, brzuchu, można na dowolnie wyznaczonym przez siebie miejscu. Jest wiele metod tworzenia, wiele rodzajów tatuaży i stylów wykorzystywanych do tatuowania. Od wstrzykiwania barwników pod skórę, nakładania henny do stawiania dzieł nawet na zębach czy gałkach ocznych.To jest sztuka, więc brak w niej ograniczeń, pozwala sobie na nieskazitelną oryginalność a także na perfidne zrzynanie od innych. Tylko nie w każdym środowisku ta sztuka przyjmowana jest tak ciepło a czasami jest nawet potępiana.
Budzi się dyskusja odnośnie posiadania tatuaży, w jakich miejscach powinniśmy je robić, jakiej wielkości i o jakiej tematyce. Wszystko zależy od naszego otoczenia, pracy i w dużej mierze zależy to od nas samych. Wiele osób uznaje "dziaranych" za skazańców, narkomanów, idiotów, niepoprawnych psychicznie czy niechlujów. W wielu miejscach pracy, tatuaże są potępiane, bo rzekomo wywołują strach i pokazują człowieka w świetle nieodpowiedzialnej osobowości, rzadkością jest podarowanie 2 szansy z możliwością zasłonięcia miejsc posiadania tatuaży. Z biegiem czasu coraz więcej osób dyskutuje na ten temat, sądząc, że to nic złego jest mieć tatuaż, w wielu przypadkach jest on szansą na zarobek dla kreatywnej osoby, pozwala mieć na sobie cząstkę sztuki, tworzonej przez profesjonalistów. Nie każdy dostrzega w tym walory pozwalające uznać to za coś więcej niż tylko bazgroły wymazane igłą, lecz nie powinno być to w ten sposób ignorowane. Jak mówi przysłowie, nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie, tym bardziej, że głupota nie decyduje o tym czy chcemy się, w jakikolwiek by to sposób nie zabrzmiało, upiększyć.
Robienie tatuaży wiąże się także z zagrożeniami nie tylko w środowisku towarzyskim ale także zdrowotnym. Jeśli decydujemy się robić tatuaże, najpierw lepiej zapoznać się z miejscem tego procesu, poznać upoważnienia, pozwalające wykonywać danej osobie swoją prace, być przekonanym, że wszystko jest robione w sterylnych warunkach. "Skutki uboczne" mogą być wywołane np. przez uczulenie na składnik mieszanki barwiącej, powstawanie plam na ciele(po wchłonięciu barwnika przez skórę), w niesamowicie rzadkich przypadkach nowotwór a przez brak doświadczenia bądź olewanie roboty przez eksperta, zakażenie wirusem HIV. Jesteśmy w stanie uchronić się przed tymi zagrożeniami, dokonując podstawowych czynności, pozwalających na rozpoczęcie pracy przez zaufaną osobę.
Na końcu trzeba dodać, że rozwijanie tego "kultu" jest na prawdę owocne, mimo wielu minusów z zewnętrznego środowiska, nie powinno to ograniczać osób, które chcą to robić i pozwala im nie tylko świadomość, że to jest piękne, ale że po prostu to potrafią. Wrzucam kilka dzieł z internetów, bo osobiście się tym na prawdę jaram :)
Jednak czym odznaczają się tatuaże w czasach dzisiejszych? Pytanie docierające tylko w połowie do grona odbiorców, często także źle interpretujących jego pojęcie. W czasach dzisiejszych tatuaż może zrobić sobie każdy(w Polsce legalnie po skończeniu 18-stki, bądź za zgodą prawnego opiekuna)nie ważne czy na udzie, głowie, ręce, brzuchu, można na dowolnie wyznaczonym przez siebie miejscu. Jest wiele metod tworzenia, wiele rodzajów tatuaży i stylów wykorzystywanych do tatuowania. Od wstrzykiwania barwników pod skórę, nakładania henny do stawiania dzieł nawet na zębach czy gałkach ocznych.To jest sztuka, więc brak w niej ograniczeń, pozwala sobie na nieskazitelną oryginalność a także na perfidne zrzynanie od innych. Tylko nie w każdym środowisku ta sztuka przyjmowana jest tak ciepło a czasami jest nawet potępiana.
Budzi się dyskusja odnośnie posiadania tatuaży, w jakich miejscach powinniśmy je robić, jakiej wielkości i o jakiej tematyce. Wszystko zależy od naszego otoczenia, pracy i w dużej mierze zależy to od nas samych. Wiele osób uznaje "dziaranych" za skazańców, narkomanów, idiotów, niepoprawnych psychicznie czy niechlujów. W wielu miejscach pracy, tatuaże są potępiane, bo rzekomo wywołują strach i pokazują człowieka w świetle nieodpowiedzialnej osobowości, rzadkością jest podarowanie 2 szansy z możliwością zasłonięcia miejsc posiadania tatuaży. Z biegiem czasu coraz więcej osób dyskutuje na ten temat, sądząc, że to nic złego jest mieć tatuaż, w wielu przypadkach jest on szansą na zarobek dla kreatywnej osoby, pozwala mieć na sobie cząstkę sztuki, tworzonej przez profesjonalistów. Nie każdy dostrzega w tym walory pozwalające uznać to za coś więcej niż tylko bazgroły wymazane igłą, lecz nie powinno być to w ten sposób ignorowane. Jak mówi przysłowie, nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie, tym bardziej, że głupota nie decyduje o tym czy chcemy się, w jakikolwiek by to sposób nie zabrzmiało, upiększyć.
Robienie tatuaży wiąże się także z zagrożeniami nie tylko w środowisku towarzyskim ale także zdrowotnym. Jeśli decydujemy się robić tatuaże, najpierw lepiej zapoznać się z miejscem tego procesu, poznać upoważnienia, pozwalające wykonywać danej osobie swoją prace, być przekonanym, że wszystko jest robione w sterylnych warunkach. "Skutki uboczne" mogą być wywołane np. przez uczulenie na składnik mieszanki barwiącej, powstawanie plam na ciele(po wchłonięciu barwnika przez skórę), w niesamowicie rzadkich przypadkach nowotwór a przez brak doświadczenia bądź olewanie roboty przez eksperta, zakażenie wirusem HIV. Jesteśmy w stanie uchronić się przed tymi zagrożeniami, dokonując podstawowych czynności, pozwalających na rozpoczęcie pracy przez zaufaną osobę.
Na końcu trzeba dodać, że rozwijanie tego "kultu" jest na prawdę owocne, mimo wielu minusów z zewnętrznego środowiska, nie powinno to ograniczać osób, które chcą to robić i pozwala im nie tylko świadomość, że to jest piękne, ale że po prostu to potrafią. Wrzucam kilka dzieł z internetów, bo osobiście się tym na prawdę jaram :)
sobota, 15 marca 2014
Uczuciowy szarak - Czyli co nazywamy szczęściem
Szczęście, najczęściej określamy to jako stan emocjonalny, wywołujący w nas uśmiech, chęć do życia, siłę oraz odwagę. Działa na nas pobudzająco, podnosi nas na duchu i nakręca na wiele działań. Mimo faktu, iż nie wiemy skąd, jak, gdzie i kiedy je spotkamy, to jesteśmy go tak ślepo pewni jak wymarzonego obiadu po powrocie ze szkoły/pracy. Czym jest tak na prawdę to szczęście, nazywane przez nas wszystkim co potrzeba?
Odpowiedzi jest wiele. Dla różnych osób, szczęściem jest czekolada, rodzina, komputer, religia, przyjaźń, miłość, auto, muzyka, syty posiłek, czasami szczęściem dla kogoś jest sprawianie tego szczęścia drugiej osobie(tak, to skomplikowane). Każdego dnia zadajemy sobie pytanie po co w ogóle żyjemy, oddychamy. W większości przypadków słyszę, by być szczęśliwym. Chociaż nie każdy to pojmuje, każdy czuje to na swój sposób, przy różnych okazjach, różnych czynnościach. Występuje taka pewna nieświadomość, owocująca beztroskim sposobem życia, cechująca się najczęściej spacerem przez cały czas z uśmiechem na twarzy.
Mówi się, że organizm potrafi wytwarzać substancje, które są odpowiedzialne za nasze uczucia, często dzieje się to za pomocą użycia niektórych produktów, ich niedobór czy nadmiar. Czekolada jako smaczny wyrób cukierniczy postrzegana jest jako słodycz podarunkowy, upominkowy, sprawiający, że taki mały gest wywołuje "banana" na twarzy. Po za jej składem chemicznym, dającym walory energetyczne, są także wartości przyjęte przez człowieka. Jeśli szczęściem dla kogoś jest tabliczka czekolady a zarazem sądzi, że warto się nim dzielić, to czekolada jest dobrym wyjściem na ucieczkę od każdego sporu.
Żyjemy w czasach, gdzie różne słowa mają wiele znaczeń, każdy inaczej postrzega przyjaźń, miłość, wiarę, moralność a także szczęście. Z osobistych wydarzeń, ostatnie półtora miesiąca było dla mnie wielkim wahaniem emocjonalnym, związanym po części z przyjaźnią i miłością. Usłyszałem wiele ciepłych słów a także nie obeszło się bez goryczy. Natomiast poczułem, że przy pewnej osobie w końcu jestem szczęśliwy. Bo sobie tak ustaliłem? Nie, po prostu zbyt długo czekałem na ten kawałek szczęścia. Dla mnie nie jest to rutyna, nie odczuwam satysfakcji z typowania sobie obiektu zainteresowań, lepiej jest to czuć gdy ten obiekt jest przy Tobie, możesz oddychać z nim/nią jednym powietrzem, wymieniać się wzrokiem, rozmawiać na tematy, które zazwyczaj Cię pokonują, czujesz bliskość oraz rozumiesz fakt, że szczęście pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie albo gdy się o nie starasz i je pielęgnujesz. Szczęściem możesz nazwać cokolwiek, dla Ciebie może mieć to różne znaczenie, natomiast nie oszukując się, najwięcej jest go w rodzinie, przyjaźni i miłości, bo to one dają ciepło, fundament, zaufanie i przyśpieszoną akcje serca przy przebywaniu razem.
Pokonując szlaki, by dotrzeć do siebie, przechodzimy przez wiele przeciwności. Bardzo często zdarzają się upadki, głowa upada by zakryć zhańbioną twarz. Fakt faktem, nie wszyscy są cały czas szczęśliwi, jednak życie jest zbyt, krótkie by cierpieć. Na każdym kroku możemy znaleźć odpowiednik dający nam odrobinę "wyższości" nad resztą naszych zachowań, by poczuć się odrobinę bardziej pewni swych poczynań. Tym samym, nad kreowaniem własnych uczuć czuwa nasza odpowiedzialność, której nie można unikać, to samo jest ze szczerością, będącą tym najpotężniejszym fundamentem.
Na koniec jeszcze chciałbym wspomnieć o pewnej osobie. Świadomie bądź nie, przekazała mi ważną rzecz. Uświadomiła mi, że w życiu nie jest ważny indywidualizm, chociaż czasami trzeba być tym szarym samotnym człowiekiem by pojąć tą całą istotę, natomiast z naszych wielu rozmów wynikło to, że szczęściem po prostu się trzeba dzielić. Nie ważne jak, można to zrobić przez podarowanie czekolady, przez zaproszenia na kawę, sok, po przez buziaka, uczczenia spotkania bukietem kwiatów, wyjściem na piwo i tak dalej. Najważniejsze jest to by po prostu wiedzieć o drugiej osobie i jeśli jest dla Ciebie ważna, to nie wiadomo co by się działo, powinieneś/naś o nią/niego dbać.
Ps. .I. dziękuję :)
Odpowiedzi jest wiele. Dla różnych osób, szczęściem jest czekolada, rodzina, komputer, religia, przyjaźń, miłość, auto, muzyka, syty posiłek, czasami szczęściem dla kogoś jest sprawianie tego szczęścia drugiej osobie(tak, to skomplikowane). Każdego dnia zadajemy sobie pytanie po co w ogóle żyjemy, oddychamy. W większości przypadków słyszę, by być szczęśliwym. Chociaż nie każdy to pojmuje, każdy czuje to na swój sposób, przy różnych okazjach, różnych czynnościach. Występuje taka pewna nieświadomość, owocująca beztroskim sposobem życia, cechująca się najczęściej spacerem przez cały czas z uśmiechem na twarzy.
Mówi się, że organizm potrafi wytwarzać substancje, które są odpowiedzialne za nasze uczucia, często dzieje się to za pomocą użycia niektórych produktów, ich niedobór czy nadmiar. Czekolada jako smaczny wyrób cukierniczy postrzegana jest jako słodycz podarunkowy, upominkowy, sprawiający, że taki mały gest wywołuje "banana" na twarzy. Po za jej składem chemicznym, dającym walory energetyczne, są także wartości przyjęte przez człowieka. Jeśli szczęściem dla kogoś jest tabliczka czekolady a zarazem sądzi, że warto się nim dzielić, to czekolada jest dobrym wyjściem na ucieczkę od każdego sporu.
Żyjemy w czasach, gdzie różne słowa mają wiele znaczeń, każdy inaczej postrzega przyjaźń, miłość, wiarę, moralność a także szczęście. Z osobistych wydarzeń, ostatnie półtora miesiąca było dla mnie wielkim wahaniem emocjonalnym, związanym po części z przyjaźnią i miłością. Usłyszałem wiele ciepłych słów a także nie obeszło się bez goryczy. Natomiast poczułem, że przy pewnej osobie w końcu jestem szczęśliwy. Bo sobie tak ustaliłem? Nie, po prostu zbyt długo czekałem na ten kawałek szczęścia. Dla mnie nie jest to rutyna, nie odczuwam satysfakcji z typowania sobie obiektu zainteresowań, lepiej jest to czuć gdy ten obiekt jest przy Tobie, możesz oddychać z nim/nią jednym powietrzem, wymieniać się wzrokiem, rozmawiać na tematy, które zazwyczaj Cię pokonują, czujesz bliskość oraz rozumiesz fakt, że szczęście pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie albo gdy się o nie starasz i je pielęgnujesz. Szczęściem możesz nazwać cokolwiek, dla Ciebie może mieć to różne znaczenie, natomiast nie oszukując się, najwięcej jest go w rodzinie, przyjaźni i miłości, bo to one dają ciepło, fundament, zaufanie i przyśpieszoną akcje serca przy przebywaniu razem.
Pokonując szlaki, by dotrzeć do siebie, przechodzimy przez wiele przeciwności. Bardzo często zdarzają się upadki, głowa upada by zakryć zhańbioną twarz. Fakt faktem, nie wszyscy są cały czas szczęśliwi, jednak życie jest zbyt, krótkie by cierpieć. Na każdym kroku możemy znaleźć odpowiednik dający nam odrobinę "wyższości" nad resztą naszych zachowań, by poczuć się odrobinę bardziej pewni swych poczynań. Tym samym, nad kreowaniem własnych uczuć czuwa nasza odpowiedzialność, której nie można unikać, to samo jest ze szczerością, będącą tym najpotężniejszym fundamentem.
Na koniec jeszcze chciałbym wspomnieć o pewnej osobie. Świadomie bądź nie, przekazała mi ważną rzecz. Uświadomiła mi, że w życiu nie jest ważny indywidualizm, chociaż czasami trzeba być tym szarym samotnym człowiekiem by pojąć tą całą istotę, natomiast z naszych wielu rozmów wynikło to, że szczęściem po prostu się trzeba dzielić. Nie ważne jak, można to zrobić przez podarowanie czekolady, przez zaproszenia na kawę, sok, po przez buziaka, uczczenia spotkania bukietem kwiatów, wyjściem na piwo i tak dalej. Najważniejsze jest to by po prostu wiedzieć o drugiej osobie i jeśli jest dla Ciebie ważna, to nie wiadomo co by się działo, powinieneś/naś o nią/niego dbać.
Ps. .I. dziękuję :)
wtorek, 11 marca 2014
Rok później - kilka słów o zmianach...
Siemanko, wracam z powrotem na stare blogowe śmieci, roczna przerwa spowodowana brakiem miejsca pracy zmusiła mnie do zawieszenia działalności. Wracam z nowymi pomysłami i siłami na prowadzenie tego przedsięwzięcia. Ostatni rok był zajebiście przewrotny, czas trochę odświeżyć i opisać całą sytuacje i wywnioskować z tego coś pożytecznego albo przynajmniej wiedzieć za co obrywamy coraz częściej po dupie.
Nie wiele chyba trzeba pisać o smoleńskich poruszeniach, kolejnych spekulacji oraz o poglądzie polityków jakby chowających całą prawdę o tragedii. Od dłuższego czasu trwają ponowne badania, które wskazują na... No właśnie. Od momentu wznowienia śledztwa, wiele osób zaczęło odsuwać się od sprawy chcąc tym samym uniknąć odpowiedzialności a osoby niemające z tą sprawą nic wspólnego próbuje wejść z butami w coś czym powinny zająć się odpowiednie organizacje narodowe Polski i Rosji.
Sytuacja opodatkowań oraz rządzenia skarbami państwa także spadła kilka poziomów niżej. Polscy obywatele mają wkurw na rządzących za podniesienie cen wielu produktów, podniesie akcyzy na alkohol czy papierosy(15 zł za paczkę marlboro czerwonych to już z deczka przesada).
Cały ten cyrk polityczno-gospodarczy w Polsce tak przyćmił czujność ważnych ludzi w naszym jakże pięknym kraju, że nawet nie będą w kryzysie, odczuwamy jego obecność na co dzień...to chyba dlatego, że taki mamy klimat. Fakt faktem, powoli zaczyna brakować na utrzymanie mieszkań w blokach.
Sporym echem rozniosła się także informacja o M. Trynkiewiczu. Wiele osób kojarzy go z pseudonimu Trinky Whinky. Gwałciciel i morderca 4 młodych osobników płci męskiej. Cały zamęt spowodowany był przerażeniem ludzi bowiem obawiali się, że gdy zostanie owy delikwent wypuszczony na wolność to będzie siał strach i grozę w ich kręgach. Chociaż nadal nie mogę uwierzyć, że ten kutas mieszka sobie teraz za kasę z podatków, którą uczciwi obywatele, nasze rodziny, czy my ustalamy. Kara śmierci czy powieszenie za jajca jest tu jak najbardziej odpowiednim odpokutowaniem krzywd, jaką mógłby dostać.
Odchodząc od tematu chciałbym poruszyć temat grup etnicznych oraz ras żyjących w Polsce, próbujących zrobić widły z igły oraz narzucić swoją albo wytępić polską kulturę. Na ogół jestem człowiekiem tolerancyjnym, czarna istota mi nie przeszkadza, ale spotykając na ulicy żyda, araba, cygana mam osobiście ochotę podejść, załadować go do pudła i odesłać z powrotem do domu. Działania jakimi dysponują owe grupy nie dość ze wkurwiają wierzącego, ceniącego sobie swojskość obywatela to w dodatku deprymują Polaków. Polska jest krajem chrześcijańskim, przyjęła chrzest grubo 1000 lat temu i tak zostanie a ciapaci żydzi bądź brudne sępy powinni wrócić tam skąd przybyli.
I na koniec najlepsze...Tak...
Wojna Ukraińsko-Rosyjska... Co jest w tym wszystkim najlepszego? Że śmieć na wyrokach przejął władze w państwie wchodzącym powoli na szczyt i wystarczyło tylko wywołanie wojny domowej oraz przypomnieniu o historycznych wątkach by Janukowycz spierdolił z kraju a Rosja zaczęła upominać się o Krym, grożąc wkroczeniem sił wojskowych(poprzedzając fakt, że "pomoc" przeciw Janukowyczowi, okazała się szeregami wojsk Rosyjskich) Oczywiście polak nie popuści, ale wpierdalania się w sprawy wojenne nie jest naszą dobrą stroną, bo gdy 100tys armia z rezerwami pacha się na ponad 2 milionową armię, nie wyniknie nic dobrego z tego starcia. Teraz w dodatku jesteśmy między młotem a kowadłem, bo amerykanie, oczywiście chcąc wtrącić swoje dwa grosze do walki. Ale o co? I czemu ma to się dziać w Europie Przecież mogą skierować siły w drugą stronę z mniejszym dystansem, ale chyba jest to dla nich zbyt oczywiste i wolą posiać niezły rozpierdol. Gdyby Rosja nie istniała, to sądzę, że 3/4 światowych problemów odeszłoby w zapomnienie, gaz i inne źródła energii były by dostępne w godniejszych warunkach, bez żadnych gróźb zakręcenia kurków w każdej chwili...
Dzisiaj trochę chaotyczny i dłuższy tekst przedstawiający, że polak mimo niezłomności ma zawsze pod górkę, dostaje nóż w plecy(Tyle ich mamy, że możemy udawać jeże), ma wiatr w oczy i ch*j w dupe(...). Mamy u siebie drugi Meksyk, brakuje nam tylko kartelu narkotykowego próbującego zabić wszystkich po kolei.
Czekam na wasze opinie i komentarze, jeżeli chcecie wymienić się poglądami i przemyśleniami lub chcecie bym podjął jakiś konkretny męczący was temat, wystarczy napisać.
5!
Nie wiele chyba trzeba pisać o smoleńskich poruszeniach, kolejnych spekulacji oraz o poglądzie polityków jakby chowających całą prawdę o tragedii. Od dłuższego czasu trwają ponowne badania, które wskazują na... No właśnie. Od momentu wznowienia śledztwa, wiele osób zaczęło odsuwać się od sprawy chcąc tym samym uniknąć odpowiedzialności a osoby niemające z tą sprawą nic wspólnego próbuje wejść z butami w coś czym powinny zająć się odpowiednie organizacje narodowe Polski i Rosji.
Sytuacja opodatkowań oraz rządzenia skarbami państwa także spadła kilka poziomów niżej. Polscy obywatele mają wkurw na rządzących za podniesienie cen wielu produktów, podniesie akcyzy na alkohol czy papierosy(15 zł za paczkę marlboro czerwonych to już z deczka przesada).
Cały ten cyrk polityczno-gospodarczy w Polsce tak przyćmił czujność ważnych ludzi w naszym jakże pięknym kraju, że nawet nie będą w kryzysie, odczuwamy jego obecność na co dzień...to chyba dlatego, że taki mamy klimat. Fakt faktem, powoli zaczyna brakować na utrzymanie mieszkań w blokach.
Sporym echem rozniosła się także informacja o M. Trynkiewiczu. Wiele osób kojarzy go z pseudonimu Trinky Whinky. Gwałciciel i morderca 4 młodych osobników płci męskiej. Cały zamęt spowodowany był przerażeniem ludzi bowiem obawiali się, że gdy zostanie owy delikwent wypuszczony na wolność to będzie siał strach i grozę w ich kręgach. Chociaż nadal nie mogę uwierzyć, że ten kutas mieszka sobie teraz za kasę z podatków, którą uczciwi obywatele, nasze rodziny, czy my ustalamy. Kara śmierci czy powieszenie za jajca jest tu jak najbardziej odpowiednim odpokutowaniem krzywd, jaką mógłby dostać.
Odchodząc od tematu chciałbym poruszyć temat grup etnicznych oraz ras żyjących w Polsce, próbujących zrobić widły z igły oraz narzucić swoją albo wytępić polską kulturę. Na ogół jestem człowiekiem tolerancyjnym, czarna istota mi nie przeszkadza, ale spotykając na ulicy żyda, araba, cygana mam osobiście ochotę podejść, załadować go do pudła i odesłać z powrotem do domu. Działania jakimi dysponują owe grupy nie dość ze wkurwiają wierzącego, ceniącego sobie swojskość obywatela to w dodatku deprymują Polaków. Polska jest krajem chrześcijańskim, przyjęła chrzest grubo 1000 lat temu i tak zostanie a ciapaci żydzi bądź brudne sępy powinni wrócić tam skąd przybyli.
I na koniec najlepsze...Tak...
Wojna Ukraińsko-Rosyjska... Co jest w tym wszystkim najlepszego? Że śmieć na wyrokach przejął władze w państwie wchodzącym powoli na szczyt i wystarczyło tylko wywołanie wojny domowej oraz przypomnieniu o historycznych wątkach by Janukowycz spierdolił z kraju a Rosja zaczęła upominać się o Krym, grożąc wkroczeniem sił wojskowych(poprzedzając fakt, że "pomoc" przeciw Janukowyczowi, okazała się szeregami wojsk Rosyjskich) Oczywiście polak nie popuści, ale wpierdalania się w sprawy wojenne nie jest naszą dobrą stroną, bo gdy 100tys armia z rezerwami pacha się na ponad 2 milionową armię, nie wyniknie nic dobrego z tego starcia. Teraz w dodatku jesteśmy między młotem a kowadłem, bo amerykanie, oczywiście chcąc wtrącić swoje dwa grosze do walki. Ale o co? I czemu ma to się dziać w Europie Przecież mogą skierować siły w drugą stronę z mniejszym dystansem, ale chyba jest to dla nich zbyt oczywiste i wolą posiać niezły rozpierdol. Gdyby Rosja nie istniała, to sądzę, że 3/4 światowych problemów odeszłoby w zapomnienie, gaz i inne źródła energii były by dostępne w godniejszych warunkach, bez żadnych gróźb zakręcenia kurków w każdej chwili...
Dzisiaj trochę chaotyczny i dłuższy tekst przedstawiający, że polak mimo niezłomności ma zawsze pod górkę, dostaje nóż w plecy(Tyle ich mamy, że możemy udawać jeże), ma wiatr w oczy i ch*j w dupe(...). Mamy u siebie drugi Meksyk, brakuje nam tylko kartelu narkotykowego próbującego zabić wszystkich po kolei.
Czekam na wasze opinie i komentarze, jeżeli chcecie wymienić się poglądami i przemyśleniami lub chcecie bym podjął jakiś konkretny męczący was temat, wystarczy napisać.
5!
Subskrybuj:
Posty (Atom)